Dolny Śląsk - Góry Sowie - Soboń i Włodarz


Góry Sowie może i nie są wyjątkowo wysokim masywem, ale swoim otoczeniem potrafią zauroczyć. Po zwiedzaniu jednych z walimskich sztolni, mając jeszcze cały dzień przed sobą, ruszyliśmy na szlak. Naszym pierwszym celem był Soboń, wzniesienie w masywie Włodarza o wysokości 716 m n.p.m.


Ten szczyt także jest pełen ukrytych tajemnic, wykopów, tuneli, sztolni i budynków niewiadomego przeznaczenia. Nie jest to zbyt popularne miejsce, od rana na szlaku spotkaliśmy raptem kilka osób.
Aby wejść na sam szczyt, trzeba odbić nieco ze szlaku. Wzniesienie poprzecinane jest tunelami, których wejścia można znaleźć, ale odradzalibyśmy ich eksplorację bez żadnego przygotowania, ba nawet z przygotowaniem może to być spore wyzwanie i duże niebezpieczeństwo. W całym lesie otaczającym Soboń znajdują się porozrzucane ruiny fundamentów, budynków, niedokończone budowle, strażnice lub bunkry. Idąc lasem ponownie zadajemy sobie pytanie - po co to wszystko było, kto przy zdrowych zmysłach buduje jakieś kompleksy na szczycie góry? Oczywiście są tu drogi dojazdowe, a zalesienie w czasie wojny było tutaj znikome, więc teren był bardziej odsłonięty. Ale nadal nie potrafimy zrozumieć tego, nawet samej obecności tunelów idących właściwie pod całym wzniesieniem.


Tego dnia praktykowaliśmy chodzenie po leśnych ścieżkach, a nie wyznaczonym szlaku. Wiele dziwów znajdowało się poza drogą, więc wejście w las jest nieuniknione, ale nadal trzeba być bardzo ostrożnym, nikt nie wie czy nie wpadniemy w jakiś wykop skryty pod warstwami liści i gałęzi.
Przy szlaku znajdują się wielkie doły, które mogły być wykopami pod fundamenty, a idąc przez las trafiamy na duży, betonowy budynek. Jest on właściwie wpasowany we wzniesienie z jednej strony, a z drugiej ma ściany wysokości kilku metrów, kawałek dalej znajduje się wydrążona skała, może przygotowana pod kolejny budynek? Jeśli ktoś zagłębiał się w tajemnice Gór Sowich, to na pewno słyszał historie o dziwnych zjawiskach jakie mogą odbywać się po zmroku. Ile w tym prawdy, nie wie nikt, ale myślę że nie mamy ochoty testować prawdziwość tych pogłosek. Nawet w świetle dnia budowle nie wydają się być przyjazne. Sposób ich zbudowania jest zastawiający. Mają bardzo wąski korytarz - właściwie nawet dla jednej osoby dość ciasny, pomieszczenia bez jakiegokolwiek wejścia. To bardzo dziwne.



Wracamy na szlak żółty. Kilka metrów dalej znajdujemy kolejny budynek, ten już dużo niższy, ale za to pozbawiony zaciemnienia dachu i przestrzeni, w której wzrok nic nie dostrzega. Czując się tam nieco pewniej, zjadamy śniadanko i ruszamy dalej. Obserwujemy wykopy pod fundamenty, wydawałoby się kolejnych identycznych budynków. Po drugiej stronie szczytu Sobonia trafiliśmy na jedno z wejść do sztolni. Ktoś niedawno tam był, bo znaleźliśmy pozostałości ogniska, ale samo wejście było prawie całkowicie zasypane. Jedynie było czuć z niego bijący powiew chłodnego wiatru i wilgoć. Tunele są w większości zalane, a stropy wzmocnione niszczejącym obelkowaniem z II wojny światowej. Odradzamy ekspedycji w takie miejsca, warstwy geologiczne wzniesienia zostały naruszone i bardzo łatwo o tragedię.


Przechodzimy obok sztucznie utworzonego stawu i ponownie decydujemy się na drogę po leśnych ścieżkach, aby szybciej dotrzeć do kolejnego szczytu - Włodarza o wysokości 811 m n.p.m. Dywan usłany z bukowych liści nie ułatwiał przejścia, a ścieżki często niknęły z oczu. Bez mapy i dobrej orientacji w terenie lub mapy online nie polecamy tego, ale czasami człowiek ma chęć na odrobinkę odmiany i większego wyzwania. I tak idąc pod górę, gdy już zgubiliśmy naszą ścieżkę, ale kawałek wyżej była droga, trafiliśmy na wybijające spod ziemi źródełko.



Las w dużym stopniu został tutaj wykarczowany, więc gdy jest dobra przejrzystość powietrza bez problemu w dali można dojrzeć Śnieżkę. Aby wejść na szczyt Włodarza także trzeba odbić z głównego, oznaczonego szlaku, ale ścieżka jest dobrze widoczna. Las tutaj także jest częściowo wycięty, więc widok ze skałek jest rozległy.



Czas leci nieubłaganie, po jednym rzucie oka na mapę stwierdzamy, że jak zejdziemy jedną z leśnych ścieżek znajdziemy się niemal przy naszej bazie noclegowej. W praniu okazało się, że droga była bardzo długo nieużytkowana, zawalona ściętymi gałęziami i powalonymi drzewami. Spotkaliśmy tutaj pokaźną maciorę z warchlaczkami, które używały sobie kąpieli błotnej w kolejnym wybijającym źródełku, ale szybko umknęły spłoszone naszym hałasem. Spotkanie dzika, zwłaszcza mamy z młodymi, może być niebezpieczne. My na szczęście byliśmy kilka metrów wyżej niż rodzinka. Stojąc cicho obserwowaliśmy jak gromada pobiegła w las kwicząc i pochrumkując donośnie.



Dalej droga przebiegała już bez niespodzianek. Dotarliśmy do leśnej trasy rowerowej, która prowadziła do kolejnego z kompleksów podziemi - Włodarz, ale poszliśmy w przeciwnym kierunku. Nasza trasa pokryła się z oznaczeniami sztolni nienaniesionych na mapy. Prowadziła wzdłuż strumienia, a rzeczone sztolnie były oznaczone numerami. O ich istnieniu wskazywały dziwne nienaturalne zwaliska skalne i wywiercone dziury na materiały wybuchowe.





  • Podziel się:

Może Ci się spodobać

0 komentarze