Dolny Śląsk - Góry Sowie - Mała Sowa, Wielka Sowa


W Niedzielę Wielkanocną, gdy większość ludzi zasiadała do śniadania my ruszaliśmy z Walimia na Małą Sowę, a docelowo na Wielką.


Początek żółtego szlaku wiedzie drogą asfaltową, cały czas pod górę, ale nie za stromo, powoli zdobywamy wysokość. W końcu asfalt się kończy obok punktu czerpania wody i dalej posuwamy się już lasem. Tu już pojawiają się lekkie podejścia, a w okolicy szlaku leżą zawalone drzewa. Pniemy się do góry i po dwóch godzinkach jesteśmy na szczycie Małej Sowy - 972 m n.p.m. Teraz spacerkiem zmierzamy na Wielką Sowę, podejść tutaj brak , a widok dookoła przyjemny. I tu spotkała nas mała niespodzianka. W cieniu zalegał jeszcze śnieg. Ba, jeszcze dało się ulepić śnieżkę i się porzucać ;)


Wchodzimy na szczyt, który mierzy 1014 m n.p.m. Nad wszystkim góruje wieża Bismarcka. Wejście na górę kosztuje 6 zł. Rozpościera się z niej całkiem niezły widok. Na samym szczycie krzyżuje się kilka szlaków, wejście każdym z nim zakończone jest drewnianą bramą. Na górze znajduje się sporo miejsca by sobie odpocząć, zrobić piknik. Ludzi zebranych tutaj jest sporo. Są wędrowcy, spacerowicze, rowerzyści, zwierzęta.




Po długiej przerwie ruszamy powoli dalej. Ruszamy w kierunku schroniska Sowa, ale trochę dookoła przez Kozie Siodło, ot by trochę więcej pochodzić ;) Chwilę odpoczywamy pod schroniskiem i schodzimy dalej do przełęczy Sokolej. Z niej, by nie iść główną drogą, ruszamy dalej czerwonym szlakiem w kierunku Grządek. Idziemy łąkami i aż się prosi by zrobić sobie drzemkę ;) Widoki ładne, zielona trawka, słonko świeci - czego chcieć więcej. Powoli idziemy dalej, w końcu schodząc ze szlaku i ruszamy dróżką prosto na Walim.






I tak kończy się nasza Wielkanoc. Poniedziałek pozostawiamy sobie na powrót. Jedni spędzili święta przy stole, my postanowiliśmy zrobić coś innego niż zwykle.


  • Podziel się:

Może Ci się spodobać

0 komentarze