Bieszczady - Halicz 28.06
Mimo że pogoda dalej nie rozpieszczała postanowiliśmy ruszyć na naszą kolejną trasę. Chmury nisko wiszą, nie widać ani połonin, Rawek, dosłownie nic.
Dzisiejsza zaplanowana trasa wiodła dookoła Tarnicy z Wołosatego przez przełęcz Bukowską, Rozsypaniec, Halicz, Tarnicę i powrót do Wołosatego. Pomimo nieciekawej pogody na szczęście nie pada.
Do serca przytul pnia |
To drzewo widziało zapewne początek życia tutaj oraz jego koniec |
Starorzecze Wołosatki pełne narybku |
Ruszamy dalej starą rozpadającą się drogą. Posuwamy się nią w zasadzie aż do przełęczy Bukowskiej. Podejście łatwe, łagodne, ale cały czas pod górę i tak wychodzimy na przełęcz. Wraz ze wzrostem wysokości coraz bardziej wchodzimy w chmury. Albo chmury przechodzą przez nas, zależy jak patrzeć. Po małym odpoczynku na przełęczy ruszamy dalej.
Rozsypaniec? |
Wychodzimy na otwartą przestrzeń i tu się dopiero zaczyna. Widoczność maksymalnie 20m. Mleko. Przez grzbiet pasma przewala się chmura za chmurą, wieje strasznie. Mimo że nie pada, wilgotność ma chyba 100%. Wszystko robi się mokre. Cały czas wieje z prawej strony, więc ubrania po tej stronie mokną w oczach dosłownie. Dochodzimy chyba do Rozsypańca (ciężko powiedzieć, za wiele nie widać) i ruszamy dalej. Na Haliczu chociaż jest tabliczka to przynajmniej wiemy, że już dotarliśmy. Przy ładnej pogodzie widoki muszą być tu naprawdę ładne... Unikaliśmy robienia zdjęć, bo aparat i telefony momentalnie wilgotniały po wyjęciu. Naszą pozycję sprawdzaliśmy na telefonie skryci pod namiotem z peleryny przeciwdeszczowej.
Ruszamy w zasadzie dalej, na szczycie tak wieje, że nawet nie myślimy o zatrzymaniu. Tempo mamy naprawdę niezłe. Tak szybko chyba jeszcze nie szliśmy na żadnym szlaku. Przechodzimy Kopę Bukowską i w wiacie przy przełęczy Goprowskiej robimy dłuższą przerwę. Zaraz za nią zaczynają się schody na przełęcz pod Tarnicą. Najbardziej męczący odcinek całej trasy. I to po schodach... Choć gdyby nie one pewnie nie dałoby się tędy podejść. W końcu docieramy pod Tarnicę. Wiemy, że tam jest, rok wcześniej na niej byliśmy. Teraz jej ani widu, ani słychu. Odpuszczamy sobie wchodzenie na nią, bo i tak nic nie będzie widać. Nawet krzyża. Ruszamy w dół, cali przemoknięci po tej trasie. Na znakach napisane jest, że zejście trwa godzinę. Po 40 min byliśmy w Wołosatem. Po takiej trasie postanowiliśmy udać się na jedyną pizzę w promieniu kilkudziesieciu (?) kilometrów. Ha, pizza na krańcu świata, nic lepszego nie może być po długim dniu w górach.
Źródło i polany czosnku niedźwiedziego |
Starorzecze Wołosatki |
Wołosatka |
2 komentarze
Robiłam tą trasę w 2015 roku - tyle, że od drugiej strony. Musicie powtórzyć przy dobrej pogodzie! Jest szał ;)
OdpowiedzUsuńTo już postanowione, że idziemy drugi raz! Może inną trasą, a może nie. Zobaczymy.
UsuńPozdrawiamy!