Bieszczady - Halicz 28.06


Mimo że pogoda dalej nie rozpieszczała postanowiliśmy ruszyć na naszą kolejną trasę. Chmury nisko wiszą, nie widać ani połonin, Rawek, dosłownie nic.


Dzisiejsza zaplanowana trasa wiodła dookoła Tarnicy z Wołosatego przez przełęcz Bukowską, Rozsypaniec, Halicz, Tarnicę i powrót do Wołosatego. Pomimo nieciekawej pogody na szczęście nie pada.


Do serca przytul pnia

To drzewo widziało zapewne początek życia tutaj oraz jego koniec

Zaczynamy od cerkwiska w Wołosatem. Ogólnie Wołosate jest to stara wieś (ma co najmniej kilka wieków). W 1931 roku  mieszkało tu ponad tysiąc osób. Ciężko to sobie wyobrazić patrząc na dzisiejszy wygląd wsi z paroma domami ma krzyż. Cały region Bieszczadów sto lat temu o wiele bardziej zaludniony nic obecnie. Ale w trakcie i po II WŚ ludność została wysiedlona, a wieś zniszczona. Spotkał ją los wielu innych wsi bieszczadzkich. Zaskakujące jest to, że w tej cerkwi ołtarz zawierał wizerunek krzyża katolickiego i prawosławnego. To daje obraz tego, że dawniej nie było podziałów na wyznania, wszyscy wierni mogli się spotykać w jednej świątyni.


Starorzecze Wołosatki pełne narybku


Ruszamy dalej starą rozpadającą się drogą. Posuwamy się nią w zasadzie aż do przełęczy Bukowskiej. Podejście łatwe, łagodne, ale cały czas pod górę i tak wychodzimy na przełęcz. Wraz ze wzrostem wysokości coraz bardziej wchodzimy w chmury. Albo chmury przechodzą przez nas, zależy jak patrzeć. Po małym odpoczynku na przełęczy ruszamy dalej.

Rozsypaniec?



Wychodzimy na otwartą przestrzeń i tu się dopiero zaczyna. Widoczność maksymalnie 20m. Mleko. Przez grzbiet pasma przewala się chmura za chmurą, wieje strasznie. Mimo że nie pada, wilgotność ma chyba 100%. Wszystko robi się mokre. Cały czas wieje z prawej strony, więc ubrania po tej stronie mokną w oczach dosłownie. Dochodzimy chyba do Rozsypańca (ciężko powiedzieć, za wiele nie widać) i ruszamy dalej. Na Haliczu chociaż jest tabliczka to przynajmniej wiemy, że już dotarliśmy. Przy ładnej pogodzie widoki muszą być tu naprawdę ładne... Unikaliśmy robienia zdjęć, bo aparat i telefony momentalnie wilgotniały po wyjęciu. Naszą pozycję sprawdzaliśmy na telefonie skryci pod namiotem z peleryny przeciwdeszczowej.




Ruszamy w zasadzie dalej, na szczycie tak wieje, że nawet nie myślimy o zatrzymaniu. Tempo mamy naprawdę niezłe. Tak szybko chyba jeszcze nie szliśmy na żadnym szlaku. Przechodzimy Kopę Bukowską i w wiacie przy przełęczy Goprowskiej robimy dłuższą przerwę. Zaraz za nią zaczynają się schody na przełęcz pod Tarnicą. Najbardziej męczący odcinek całej trasy. I to po schodach... Choć gdyby nie one pewnie nie dałoby się tędy podejść. W końcu docieramy pod Tarnicę. Wiemy, że tam jest, rok wcześniej na niej byliśmy. Teraz jej ani widu, ani słychu. Odpuszczamy sobie wchodzenie na nią, bo i tak nic nie będzie widać. Nawet krzyża. Ruszamy w dół, cali przemoknięci po tej trasie. Na znakach napisane jest, że zejście trwa godzinę. Po 40 min byliśmy w Wołosatem. Po takiej trasie postanowiliśmy udać się na jedyną pizzę w promieniu kilkudziesieciu (?) kilometrów. Ha, pizza na krańcu świata, nic lepszego nie może być po długim dniu w górach.




Źródło i polany czosnku niedźwiedziego
Starorzecze Wołosatki
Wołosatka
To był nasz ostatni dzień spędzony na górskiej wędrówce. Ogromną szkodą był brak pogody, a widoki jakie rozpościerałyby się dookoła mogliśmy sobie jedynie wyobrażać. Wędrowaliśmy tego dnia niemal 20 km i była to chyba najszybsza trasa, nasza prędkość to ponad 3km/h, ale zapewne byłoby to nieco więcej, gdyż nie zatrzymywałam czasu w przerwach na odpoczynek.

  • Podziel się:

Może Ci się spodobać

2 komentarze

  1. Robiłam tą trasę w 2015 roku - tyle, że od drugiej strony. Musicie powtórzyć przy dobrej pogodzie! Jest szał ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już postanowione, że idziemy drugi raz! Może inną trasą, a może nie. Zobaczymy.
      Pozdrawiamy!

      Usuń