Bieszczady - Wielka Rawka, Kremenaros, Mała Rawka 24.06


Atak na Rawki. Niestety od samego rana pogoda nas nie rozpieszczała. Pochmurno, ciągle zanosi się na deszcz... Ale nie ma co się rozwodzić. Ruszamy!



Wyruszyliśmy niebieskim szlakiem, z Doliny Rzeczycy, prowadzącym wprost na Wielką Rawkę.  Pierwsze, mniej więcej, dwa kilometry idzie się łagodnie pod górę gęstym lasem. Duża wilgotność, na szlaku delikatne błotko, ale tragedii jeszcze nie ma. Jeszcze... Dokładnie na środku szlaku spotykamy salamandrę. Bardzo rzuca się w oczy przez swoje pomarańczowe plamki. Niezbyt ruchliwa, cóż lepiej jej nie zjadać, ale spokojnie można pstryknąć zdjęcie (ewentualnie dziesięć). Gdzieś w połowie drogi zaczyna się poważne podejście i z małymi przerwami utrzymuje się do samego szczytu. W końcu wychodzimy z ciemnego lasu na polanę, by zaraz wejść ponownie do kolejnego, ale już niższego, bardziej karłowatego.  Na polanie można zaobserwować przemykające obłoczki. Dalej szlak przechodzi w pola jagód (borówek), stąd już ostatnia prosta na sam szczyt. Rok temu wyzwaniem było przejście tego odcinka, gdyż strome podejście zmieniło się w rwący potok.



Wielka Rawka - 1304 m n.p.m. Wietrznie i zimno. Końcówka czerwca a grubo poniżej 10 stopni. Od strony Słowacji idą w naszym kierunku chmury. Jedna chmura przejdzie, chwila przejaśnienia, gdy jest lepsza widoczność, zaraz kolejna przychodzi i nie widać nic. "Chodzimy w chmurze".



Z Rawki udajemy się w stronę Kremenarosa zwanego też Krzemieńcem. Idziemy cały czas pasem granicznym polsko-ukraińskim. Po niecałej godzince docieramy na szczyt Krzemieńca, a chwilę dalej znajduje się trójstyk granic: Polskiej-Słowackiej-Ukraińskiej. Jest tu zakopana też ukraińska kapsuła czasu, do otwarcia w 2031. Niestety od zejścia z Rawki prześladuje nas deszcz i ani na chwilę nie odpuszcza. Ale mimo tego wracamy na Wielką Rawkę, by z niej iść w kierunku Małej Rawki.




Niestety widoczność znacznie się ograniczyła. Tylko na chwilę przebłyskuje Połonina Caryńska, bądź góry po słowackiej stronie. Błoto w lesie między Rawkami jest straszne, nic nie dają krótkie podesty, pniaki i wszelkie gałęzie, wszędzie po bokach szlaku są powydeptywane ścieżki by jako tako dało się je ominąć. Na szczęście potem jest nieco lżej jeśli chodzi o ilości błota, jednak szlak robi się bardziej spadzisty, a po deszczu dodatkowo śliski.




Podziwiamy kaskady stromego wodospadu i pędzimy w kierunku Bacówki. Tuż przed schroniskiem wychodzimy na łąkę i od razu uderza nas przyjemny zapach zieleni i ziół, tak bardzo odmienny od mokrych, butwiejących liści lasu. A przed Bacówką rewelacyjne rozwiązanie - szczotka, którą można nieco oczyścić buty z błota, by nie wnosić go do środka. We wnętrzu ciepło i przyjemnie, pijemy i jemy, odpoczywamy.




Pozostaje nam jeszcze tylko kawałek drogi do parkingu na Przełęczy Wyżniańskiej. Szybki rzut oka na rozkład jazdy autobusów, niestety następny za kilkadziesiąt minut, więc decydujemy się na spacer drogą do samochodu. Na nieszczęście znowu zaczęło lać... Długo nie szliśmy, a Dobra Dusza w samochodzie spytała czy nas gdzieś nie podrzucić. I tak zamiast iść 40 minut w deszczu, szybciutko dotarliśmy do domu.


Podsumowując tamtego dnia na szlaku spędziliśmy niemal 7 godzin i przeszliśmy około 14 km, nie wiem ile dokładnie, gdyż zapomniałam wyłączyć licznik gdy wsiedliśmy do auta. Jak na dzień rozgrzewki wydaje mi się całkiem spokojna trasa, gdyby nie ten deszcz, to za pewne poruszalibyśmy się szybciej, ale przecież chodzenie po górach to nie jest wyścig, choć gospodyni w Gorcach była zdziwiona, że tak szybko schodzimy z gór. Tempo mamy chodzone, a nie spacerowe.

  • Podziel się:

Może Ci się spodobać

1 komentarze

  1. Dużo osób teraz zastanawia się nad wyjazdem do gór.Sam mogę polecić bardzo ciekawy artykuł https://climb.pl/wielka-rawka-bieszczady/ . Naprawdę warto go przeczytać.

    OdpowiedzUsuń