W Niedzielę Wielkanocną, gdy większość ludzi zasiadała do śniadania my ruszaliśmy z Walimia na Małą Sowę, a docelowo na Wielką.
Początek żółtego szlaku wiedzie drogą asfaltową, cały czas pod górę, ale nie za stromo, powoli zdobywamy wysokość. W końcu asfalt się kończy obok punktu czerpania wody i dalej posuwamy się już lasem. Tu już pojawiają się lekkie podejścia, a w okolicy szlaku leżą zawalone drzewa. Pniemy się do góry i po dwóch godzinkach jesteśmy na szczycie Małej Sowy - 972 m n.p.m. Teraz spacerkiem zmierzamy na Wielką Sowę, podejść tutaj brak , a widok dookoła przyjemny. I tu spotkała nas mała niespodzianka. W cieniu zalegał jeszcze śnieg. Ba, jeszcze dało się ulepić śnieżkę i się porzucać ;)
Wchodzimy na szczyt, który mierzy 1014 m n.p.m. Nad wszystkim góruje wieża Bismarcka. Wejście na górę kosztuje 6 zł. Rozpościera się z niej całkiem niezły widok. Na samym szczycie krzyżuje się kilka szlaków, wejście każdym z nim zakończone jest drewnianą bramą. Na górze znajduje się sporo miejsca by sobie odpocząć, zrobić piknik. Ludzi zebranych tutaj jest sporo. Są wędrowcy, spacerowicze, rowerzyści, zwierzęta.
I tak kończy się nasza Wielkanoc. Poniedziałek pozostawiamy sobie na powrót. Jedni spędzili święta przy stole, my postanowiliśmy zrobić coś innego niż zwykle.