Gorce - Turbacz 30.04

Turbacz. Najwyższy szczyt Gorców - 1310m n.p.m. - zaliczany do Korony Gór Polskich. Obraliśmy go na nasz kolejny cel.




Zaczęliśmy czerwonym szlakiem z Przełęczy Knurowskiej i poza jednym stromym podejściem na Rąbaniska (1127m n.p.m.), cała trasa na szczyt nie była ciężka. Nieco zadyszki by potem iść przyjemną drogą pośród niedużych hal.


Na tych halach, porośniętych trawą i krzewami jagód (borówek) mieliśmy okazję przeżyć chwilę "grozy". Często coś szeleści przy szlaku, duża ilość słońca przyciąga gady. Zazwyczaj są to zwinki, więc zignorowałam ten szelest idąc nieco z przodu, ale zaniepokoiło mnie, że Druga Kluska coś długo patrzy w to miejsce, które chwilę temu minęłam. Podchodzę i słyszę "to chyba żmija", odruchowo odskakuję i każę się odsunąć. Zobaczyłam tylko jasno-ciemny grzbiet, ale na szczęście wąż nie miał w planach wyjścia na szlak i popełzł w swoją stronę. Żmije nie są bardzo niebezpiecznymi stworzeniami dla zdrowej dorosłej osoby, ale samo ukąszenie na pewno nie należy do przyjemnych. Najlepszym rozwiązaniem jest unikanie miejsc, gdzie wąż może spędzać czas wygrzewając się w słońcu - wszelkie kamienie, pnie drzew. A gdy już na niego trafimy, zachowajmy spokój i odejdźmy bez prowokowania. Eksperci polecają nosić buty powyżej kostki lub spodnie z dość mocnej tkaniny, gdyż większość ukąszeń zdarza się po nadepnięciu, a kostka i łydka znajdują się w ich najlepszym zasięgu. Przed wyjazdem w góry, w okresie ciepłym warto poczytać jak postępować w razie ukąszenia. Dodatkowo należy pamiętać, że jest to gatunek chroniony, nie wolno robić im krzywdy.



Poszliśmy swoją drogą, a adrenalina powoli opadała. Idąc wciąż szlakiem czerwonym mijamy szczyt - Kiczorę (1282m n.p.m.) i po chwili wchodzimy na Halę Długą. Naprawdę dłuuugą na końcu której widać schronisko na Turbaczu. Znaleźliśmy tutaj resztki krokusów, które w pełni kwitnienia musiały wyglądać jak fioletowe dywany.


Postanowiliśmy najpierw "atakować" szczyt (10 minut za schroniskiem) dopiero później odpocząć w schronisku. Widok ze szczytu raczej nie należy do najpiękniejszych, dużą część zasłaniają drzewa, dodatkowo widoczność tego dnia była bardzo słaba. Cóż, nie zawsze może być idealnie. Do tego, po chwili, przyszła wycieczka pełna dzieci i cały spokój tego miejsca szlag trafił... Więc postanowiliśmy wrócić do schroniska. Przed nami jeszcze większa część trasy do pokonania, trzeba uzupełnić zapasy energii, wszamaliśmy ciepłe zupki i poszliśmy podziwiać rozchmurzające się Tatry.





Po zregenerowaniu sił i napatrzeniu się na góry ruszamy dalej zahaczając na Długiej Hali o stare bacówki. Ciężko tutaj choć na chwilę nie zalegnąć na soczyście zielonej trawce...




Idąc dalej kierujemy się z powrotem w stronę Kiczory, ale teraz odbijamy zielonym szlakiem w stronę Gorca. Większość drogi przebiega zalesionym grzbietem pasma, dzięki czemu było trochę chłodniej. Na Polanie Jaworzyna Kamienicka zaintrygowała nas Zbójnicka Jama, raptem kilkanaście minut drogi od szlaku. Postanowiliśmy sprawdzić co to jest. Na miejscu okazało się, że jest to dość głęboka studzienka, a na jej dnie ponoć są tunele rozciągające się kilkanaście metrów w dal.




Związana jest z nią legenda o zamieszkujących ją pankach - ziemnych stworach, które zwiastowały najczęściej nieszczęścia. Wróciliśmy na Polanę i poszliśmy dalej zielonym szlakiem. Widoki były dość smutne, dookoła ścieżki stały ogromne ilości szarych, martwych drzew - swoją drogą bardzo częsty tutaj widok. Nie zauważyliśmy nigdzie informacji dlaczego ten las umiera, ale najprawdopodobniej jest to wina szkodnika drzew - kornika drukarza, który sieje spustoszenie w wielu rejonach Polski, bardzo często na terenach Parków Narodowych.




Po długiej drodze, coraz bardziej zmęczeni, dobijamy do skrzyżowania z żółtym szlakiem, którym schodzimy w dolinę. Tutaj zapadła nam w pamięci hala przy gorczańskiej chacie skąpana w powoli zachodzącym słońcu. Żadnych ludzi prócz nas, ogólnie na szlakach jest bardzo mało ludzi, choćby w porównaniu do "dzikich" Bieszczadów. Najgorsza była końcówka szlaku. Stroma, strasznie rozjechana przez ciężki sprzęt do wyrębu drzewa i zabłocona. Nie było to za przyjemne. Ale w końcu dochodzimy do asfaltu. Jeszcze tylko "parę" kilometrów i dochodzimy wykończeni do naszego domu.




Kolejna Korona Gór Polski zdobyta, choć robimy to nieoficjalnie.
Tego dnia pokonaliśmy piechotą niemal 30km, był to dla nas niemały wyczyn, który skończył się lekkimi objawami "przetrenowania", ale co nas nie zabije, to nas wzmocni. Postanowiliśmy jednak, w ramach odpoczynku, następnego dnia zrobić objazdówkę po okolicy.

  • Podziel się:

Może Ci się spodobać

0 komentarze