Śnieżka - 11.08


Nadszedł czas, że postanowiliśmy zdobyć Śnieżkę, był to właściwie dość spontaniczny plan. Całkiem blisko mamy, ale opowieści o tych tłumach w Karpaczu i na samej Śnieżce skutecznie nas odstraszały. W końcu jednak się przemogliśmy i zrobiliśmy sobie szybki wypad na weekend. Ruszyliśmy wcześnie (jak na nas), jeszcze przed 8. Startujemy czarnym szlakiem z Kruczych Skał. Szlak łagodny, przyjemny prowadzący prosto na Sowią Przełęcz. Spotkaliśmy może ze 4 osoby, co nas mile zaskoczyło. Cóż, pewnie zdecydowana większość ludzi dopiero budzi się do życia.

Goryczka Trojeściowa
Szeroki Most


Szlak prowadzi tuż przy potoku Płomnica, który był obecnie dość leniwy, a jego kaskady na głazach miejscami bardzo skromne. Droga w lesie była bardzo przyjemna. Ścieżka łagodnie pięła się w górę. Podziwialiśmy rośliny i skalne formacje majaczące wśród drzew.



W końcu dotarliśmy do kilku zakosów, które znacznie ułatwiły drogę pod górę, zmieniając stromizny w drogę z niewielkim podejściem. Zbliżając się do Sowiej Przełęczy przechodzimy przez martwy las, którego kikuty bieleją na tle soczystozielonych krzewów jagód (borówek).






Nim się obejrzeliśmy weszliśmy na Przełęcz (szlak czerwony i niebieski), stąd od razu uderzamy w stronę czeskiego schroniska Jelenki. Tutaj robimy mały popas. Właściwie nie wiem czemu, ale nie zrobiliśmy zdjęcia samego schroniska, które jest bardzo ładne. Tylko szkoda, że otwarte dopiero od godziny 10.

Jeleń pod Jelenką



Za schroniskiem trochę bardziej strome podejście, słońce coraz bardziej przygrzewa, a pośród kosodrzewiny brak przewiewu i jest dość duszno, ale w końcu wychodzimy na szczyt Czarnej Kopy, a stąd rozpościera się już wspaniały widok, tak na stronę polską jak i czeską. Po dłuższej chwili podziwiania widoków ruszamy dalej. Niestety czym bliżej Śnieżki, tym nasz zachwyt mija. Coraz wyraźniej widać ile osób tam zmierza.




Ale idziemy dalej. Pod samą Śnieżką chyba jest najcięższe podejście, które kosztowało nas najwięcej wysiłku, nie dość że schody, to jeszcze stromo. Ale te krótkie momenty odpoczynku poświęcaliśmy na podziwianie panoramy jaka roztacza się dookoła. Przejrzystość powietrza była bardzo dobra. W dali nawet wypatrzyliśmy Ślężę.


Wychodzimy na Drogę Jubileuszową i atakują nas tłumy jak w mieście. Na wysokości ponad 1500m n.p.m. czego się raczej nie spodziewaliśmy. Wiedzieliśmy, że będzie sporo ludzi, ale że aż tyle? Ruszamy na szczyt, ale już wiemy, że długo tam nie zabawimy.


Na górze obecnie znajdują się trzy budynki: Obserwatorium Meteorologiczne i bar - charakterystyczne spodki, baza kolejki gondolowej z Czech, budynek nowej poczty, która powstała na ruinach najwyżej położonej agencji pocztowej w XIX w. i schroniska, oraz kaplica św. Wawrzyńca z XVII w. Aktualnie na Śnieżce nie ma możliwości przenocowania, schronisko zostało zburzone w latach 60. Dziś możemy dostrzec jedynie fragmenty kamiennych ścian dawnych budynków, przetrwała jedynie kaplica, gdzie 10 sierpnia odbywa się uroczysta msza święta.




Mamy mieszane uczucia. Z jednej strony widoki cudne, nie można oderwać oczu, z drugiej gwar jak na festynie. Głód daje jednak o sobie coraz bardziej znać, więc postanawiamy mimo wszystko zjeść coś. Dość szybko jednak schodzimy stamtąd. Zejście ze Śnieżki czerwonym szlakiem w stronę Domu Śląskiego to po prostu masakra. To jedna wielka kolejka, zwłaszcza pod górę. Jak wypadasz z niej by np. podziwiać widoki i zrobić zdjęcie to trzeba czekać by ponownie włączyć się do ruchu. A ścieżka tu jest dość wąska. Co dziwniejsze Droga Jubileuszowa jest dość pusta, ale może turystów zniechęca fakt, że trzeba niemal całą Śnieżkę przejść trawersem, a zdecydowanie "łatwiej" idzie się nieco stromymi zakosami. Narzekania słyszane raz po raz sugerują, że niektórzy jednak popełnili błąd. Analizując mapę-turystyczną wychodzi na to, że trasa Drogą Jubileuszową jest dwa razy dłuższa od czerwonego szlaku prowadzącego zakosami, ale czasowo wychodzi jedynie 5 minut więcej. To bardzo często zauważany przez nas błąd turystów, którzy patrzą jedynie na długość trasy, a nie na sumę przewyższeń i ogólny czas pokonania. Ale nie nam to oceniać.

Dom Śląski i Śnieżka


Dalej ruszamy w stronę Kotłów Małego i Dużego Stawu. Szybko stwierdzamy, że marsz Drogą Jubileuszową, wybrukowaną kamieniami nie jest zbyt wygodny. Ale inaczej nie da się iść (jedynie poboczem).
Wrzosy, oznaki nadchodzącej jesieni


Ze szczytu podziwialiśmy Równię pod Śnieżką, wyglądała pięknie i tak rozlegle, gdzieniegdzie widać było torfowe jeziorka i strumienie. Trasa strasznie się dłuży, być może dlatego, że krajobraz raczej niewiele się zmienia - wszędzie podobne trawy, kępy kwitnących wrzosów, krzaki kosodrzewiny. Trawka wygląda tak kusząco miękko, że niewinne położenie się na niej skutkowałoby porządną drzemką.

Mały Staw, Samotnia, a w dali Strzecha Akademicka

W końcu docieramy do Kotła Małego Stawu. Strome urwisko na dnie którego, znajduje się staw, a na jego brzegu Schronisko Samotnia robi oszałamiające wrażenie. Samotnia jest chyba jednym z najbardziej malowniczo położonych schronisk. Na szczęście ruch tutaj jest o wiele mniejszy i można w spokoju rozkoszować się widokami, tak samo z Kotłem Wielkiego Stawu skalanego chyba tylko kaczkami, gdyż nie przechodzi w pobliżu niego żaden szlak, a czerwony którym idziemy znajduje się jakieś 150-200m wyżej.


Dalej uderzamy w stronę Słonecznika. Wygodne miejsce na odpoczynek, pełne porozrzucanych głazów, na których można się rozsiąść. Stąd skręcamy żółtym szlakiem w stronę majaczących w lesie Pielgrzymów.Warto zauważyć, że do tego momentu od Śnieżki cały czas idziemy na wysokości około 1400 m n.p.m.



Dopiero od Słonecznika zaczyna się zejście. W końcu szlak osiąga poziom lasu co stanowi odmianę po kilku godzinach maszerowania granią i obserwowania kosodrzewin dookoła. Dodatkowo robi się cieplej. Trochę niespodziewanie wręcz "wchodzimy" na Pielgrzymów schowanych między drzewami. Przechodzimy kładką nad torfowiskiem, zaczęło nieznacznie kropić, a chmury zbierały się od dłuższego czasu nad głowami.



Idziemy dalej do skrzyżowania szlaków na Polanie w Karkonoszach, gdzie ludzi jest cała masa, a stąd dalej w stronę Kościoła Wang. Tam chwileczkę przysiedliśmy. Świątynia Wang została wybudowana na przełomie XII-XIII w. w norweskiej miejscowości Vang. Jakim cudem świątynia znalazła się w Polsce? Ano niewielki budynek stał się za mały by pomieścić wiernych z Vang, więc zlecono budowę nowego, a stary był jeszcze w znośnym stanie, dlatego zdecydowano o jego sprzedaży. Dodatkowo konstrukcja budowli nie wymagała użycia ani jednego gwoździa, więc cały proces przeniesienia wiązał się jedynie z rozmontowaniem i ponownym złożeniem w miejscu docelowym. Za wstawiennictwem hrabiny von Reden świątynia znalazła się w Karpaczu. Hrabina przekonała Fryderyka Wilhelma IV do tego miejsca z racji braku istniejącej świątyni i "obsługi" wiernych przez kapłanów z okolicznych miejscowości. I tak od 1844 roku kościół niezmiennie stoi w Karpaczu Górnym.




Wracając już do  Karpacza Dolnego zaszliśmy jeszcze nad zaporę na Łomnicy, a raczej tego co tam zostało, gdyż zbiornik był niemal całkiem wyschnięty. Nie przypominało to tego, co widzieliśmy kilka lat temu zimą. Ostatni spacer "deptakiem", posiłek i pora wracać.


W sumie zrobiliśmy ponad 25 km. Zwłaszcza początek był łagodny i łatwo zdobywa się wysokość. Na koniec jak byliśmy nieco zmęczeni to już nawet tłumy tak nie przeszkadzały.
Czy jeszcze tu przyjedziemy? Zapewne tak, ale nie do Karpacza i nie na Śnieżkę, a jeśli na Śnieżkę to chyba tylko na wschód słońca.


  • Podziel się:

Może Ci się spodobać

2 komentarze

  1. a gdzie Kluski nocowały? bo piszą że zatrzymywały się na postój, ale o noclegu nic :P było na wypasie jakieś apartamenty na wynajem w Karpaczu, po góralsku w drewnianej chatce, czy standardowe schronisko? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to zwykle szukam noclegu w jakimś przytulnym pensjonacie. Kilka lat temu byłam w Karpaczu i nocowałam u kogoś domu w pokojach gościnnych :) Polecam Śnieżkę i Świątynię Wang

    OdpowiedzUsuń